Back to home
życie w Chinach

Nieświeża atmosfera

Zanieczyszczenie środowiska w Chinach to nie temat do żartów ani wymysł nawiedzonej hipisko-weganki. To realny problem na niespotykaną skalę. To problem ponad miliarda ludzi, którzy żyją w środowisku często niezdatnym do życia. Ludzi, którzy powołują tu nowe, skazane na chorobę życia  a sami przedwcześnie umierają. Ale takie „ostateczne” kwestie zbyt odlegle brzmią, zbyt abstrakcyjnie. Pomówmy więc o zanieczyszczeniu mojej emigranckiej codzienności.

Wstaję rano, za oknem świeci słońce. Trochę jakby za mgłą, ale jednak. Wskakuję w dresy i idę pobiegać. Już po godzinie od treningu głowa mi pęka, a gardło drapie tak, że najchętniej bym je sobie odgryzła i wyrzuciła. O czym zapomniałam? Sprawdzić zanieczyszczenie powietrza, a było na poziomie, przy którym nie zaleca się aktywności fizycznej na dworze. I słusznie.

Tak było rok temu. Teraz już o tym nie zapominam, aplikację pokazującą wskaźnik „jakości powietrza” mam na pulpicie w swoim w smartfonie. W efekcie w tym tygodniu nie biegałam jeszcze ani razu. I to bynajmniej nie z lenistwa. Krajobraz za oknem zakryła rdzawa klisza, powietrze ma metaliczny smak. Przez większość roku nie mamy w Dameishy uciążliwego smogu- otaczające naszą dzielnicę wzgórza dają sobie radę z zatrzymaniem chmur pyłu unoszących się nad Shenzhen, morska bryza rozwiewa to, co się przedostanie. Jednak szczyt pory suchej, gdy od tygodni atmosfery nie oczyściła nawet kropla deszczu, to zawsze zmaganie się z tym ogromnym problemem jakim jest w Chinach zanieczyszczenie powietrza. Dziś wskaźnik poziomu pyłów (PM 2,5) zatrzymał się na 170 (mikrogramów na metr sześcienny). W Pekinie zdarza się, że tygodniami wskaźnik nie schodzi poniżej 500, a niechlubny rekord dobił niemal 1000. Nie potrafię (nie chcę?) wyobrazić sobie męki, jaki przechodziłby mój organizm przy takim poziomie, bo już to nieszczęsne 170 to dla mnie duży dyskomfort. Dodam, dla zobrazowania skali problemu, że mieszkańcy Krakowa strajkowali, gdy smog przekroczył stężenie 115.

Co robią mieszkańcy Chin w takie dni? Starają się ograniczyć przebywanie na dworze, zakładają na usta specjalne maseczki. Co robi przemysł, by takich dni nie było? Nie wiem i dlatego mam wrażenie, że niewiele.

zanieczyszczenie środowiska w Chinach

Zanieczyszczone powietrze, które niemal w gardle staje, to nie jedyny problem środowiska Chin. Wszak środowisko jest jak organizm- jedna choroba, ciągnie za sobą drugą, z jednego zaniedbania, z jednego błędu, wynikają konsekwencje dla całego układu połączonych naczyń. A chińska gospodarka od lat wykazuje wobec natury krnąbrną postawę. Efekty nie mogą być inne niż tragiczne.

Kolejnym ogromnym problemem jest jakość wody. W ogóle powinnam skreślić słowo „jakość”, gdy mówię o wodzie w Chinach. Podaje się, że aż 75 % zasobów wodnych Chin nie nadaje się nawet do… użytku przemysłowego. To co leci z kranu nie nadaje się do picia, nawet po przegotowaniu. Trudno mi było się do tego przyzwyczaić, wciąż łapię się na tym, że ugotowany w wodzie „z baniaka” makaron przelewam wodą z kranu. A w kranówce nie powinno się w nawet myć warzyw, ani owoców, ani innych produktów spożywczych. Żeby nie było za prosto, z wodą butelkowaną też jest problem. Często nie odbiega wiele jakością od niezdatnej kranówki, a obowiązujące na nią normy to normy… radzieckie! Nie, to nie błąd, nie rosyjskie, radzieckie, które i tak często są przed producentów łamane.

Gdy wprowadzaliśmy się do mieszkania w Shenzhen nie mogłam się nadziwić urządzeniu, w które wyposażona jest nasza kuchnia. Początkowo wzięłam je za zmywarkę (jakie było moje zdziwienie gdy nie mogłam znaleźć miejsca na proszek czy tabletkę i zorientowałam się, że brakuje ujścia wody), dopiero znajomi uświadomili mnie, że to wyparzarka do naczyń. Mieszkańcy Shenzhen masowo zaczęli montować w swoich mieszkaniach wyparzarki po tym, jak kilka lat temu w wyniku skażenia wody metalami ciężkimi zmarło wiele osób (ile nie wiem, oczywiście nie udało mi się dotrzeć do takich danych). Może dodam jeszcze, że aby przyjąć skażoną wodę nie trzeba jej wcale pić, bo podczas kąpieli nasz organizm również pochłania wodę. Pozostaje tylko zapytać jak żyć, Panie Towarzyszu?

Było o powietrzu, było o wodzie, czas na glebę. W tej materii, jak można się domyślić, również nie jest lepiej. Po pierwsze chiński przemysł i rolnictwo latami nie były kontrolowane. Każdy uprawiał co chciał, gdzie chciał i jak chciał. Każdy wycinał, zatruwał, wylewał. Rabunkowa gospodarka rolna, zamienianie hektarów lasów w jednorazowe pałeczki, wylewanie ścieków, brak wyobraźni. Idealny przepis na skażoną czy (w najlepszym przypadku) wyjałowioną glebę. No i jak na tej ziemi, podlewanej deszczem z toksycznej wody, który po drodze zbiera zanieczyszczenia z zatrutego powietrza, ma wyrosnąć coś wartościowego? No nie ma jak. Nie da się z chorego zrobić zdrowego. Jak żyć, zapytam znowu…

W 2013 roku chińskie władze po raz pierwszy przyznały, że istnienie „nowotworowych wiosek” to fakt. Są to miejscowości, w których w ciągu pięciu lat na raka zmarło nawet 100 osób. Co 5 minut diagnozowanych jest w Chinach 6 przypadków raka, a 5 osób umiera właśnie na nowotwór. Pekiński smog to 67 % więcej zachorowań na raka. Co na to chińska gospodarka? Nic…

Ludzie się boją. Wyparzają naczynia, chodzą w maseczkach, ale wciąż nie rozumieją potrzeby kompleksowych działań. A na mój dziewczyński rozum biorąc, nie da się chronić środowiska trochę. Albo je chronimy całe, albo wcale. A Chińczycy chcieli by mieć lepszej jakości powietrze, ale przyklaskują szaleńczemu tempu rozwoju gospodarki. Niby chcieliby zdrowiej, ale wolą taniej. Niby chcieliby czyściej, ale niech ktoś posprząta, bo oni i tak będą śmiecić na ulicach. W Shenzhen co kilka kroków stoją kosze przystosowane do segregacji śmieci, ale nikt nawet nie udaje, że je segreguje. Brakuje edukacji, brakuje przykładu z góry. Brakuje świadomości i długofalowego planu. Brakuje dobrych chęci. A gardło drapie, włosy wypadają, skóra swędzi. I nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej. Dlaczego nie chcemy zostać w Chinach na stałe? To jedna z odpowiedzi. Na pewno pobyt tu to dla mnie ważna i cenna lekcja. Jestem dużo bardziej świadomym współużytkownikiem środowiska i konsumentem. Na ignorancję, w gąszczu toksyn i pyłu, brakuje miejsca.

 

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

By Pojechana, 11 grudnia 2013 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 24

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

24 Comments
  • kanoklik
    11 grudnia 2013

    Wiedziałam, że w Chinach jeśli chodzi o temat zdrowia kolorowo zbyt nie jest, ale nie zdawałam sobie sprawy z ogromu problemu. A jak długo planujecie jeszcze tak zostać??

    • Ola Świstow
      11 grudnia 2013

      Nasz plan to brak planu :-) Na szczęście mieszkamy w miejscu, gdzie zanieczyszczenie środowiska nie jest tak bardzo uciążliwe jak w innych częściach kraju. Ale na pewno nie osiedlimy się tu na stałe. Na razie bacznie przyglądamy się temu co jemy i co pijemy- myślę, że świadomość to najlepsza broń w walce z problemem zanieczyszczenia środowiska.

  • tytus
    11 grudnia 2013

    Czytałem, że Chińczycy poradzili sobie z nagminnym przekraczaniem norm zanieczyszczenia powietrza.W jaki sposób? Po prostu zmienili normy.Można, można.

  • wg108
    12 grudnia 2013

    Dziesięć lat temu pierwsze głosy o efekcie cieplarnianym brzmiały jak science fiction. Rysowały niezbyt odległą wizję, ale większość uznawała, że to problem przyszłych pokoleń, a w ogóle to jakieś czarnowidztwo. Pamiętam, że zaczęło się od pomiarów topniejących lodowców… Konkurowały ze sobą teorie o pustynnieniu lub wręcz przeciwne, o zlodowaceniu. Jedno jednak jest bezsprzeczne. Działalność człowieka doprowadziła do degradacji środowiska naturalnego na niespotykaną skalę. Jego skutki (w tym zachorowalność na raka) już odczuwamy jednak trudno spodziewać się, że ktokolwiek zajmie się tym na poważnie.

  • Hong Kong Dreaming
    12 grudnia 2013

    Fajnie, że powstał ten artykuł. Ja już od dawna powtarzam, że dopiero tutaj w Azji, przy takie populacji można zrozumieć jak naprawdę istotne jest chronienie środowiska. Ludzie w Polsce nie wierzą! Oczywiście w Hongkongu jest znacznie lepiej woda z kranu jest pitna, a na glebie raczej nic się nie hoduje, bo nie ma gdzie, ale zanieczyszczenia tak samo do nas dolatują. Ponadto nie wiem czy się zgodzić, ale Chińczycy z uporem maniaka pakują wszystko w plastikowe opakowania. Czasem nawet owocow nie mozna luzem kupic. Wszystko w papiekach pudełeczkach i nie wiadomo po co tyle śmieci produkować? Ja w zeszłym roku się zaangażowałam w działalność z Friends of the Earth tutaj, bo naprawdę wierzę mocno w potrzebę zmian.

    • Ola Świstow
      12 grudnia 2013

      To prawda, ja dopiero tu naprawdę zrozumiałam skalę problemu, bo tu nie tylko przyglądam mu się z bardzo bliska, tu mogę go dotknąć, tu odczuwam go na własnej skórze. I fakt, zapomniałam o tych opakowaniach! Też mnie to zawsze drażni, tyle niepotrzebnych śmieci, tyle na darmo zużytych surowców, których przecież nikt potem powtórnie nie przetwarza. Nigdy nie dojdę po jaką cholerę pakować każde ciastko w oddzielny papierek, a potem jeszcze w zbiorcze opakowanie… Śmieci, śmieci, bezmyślność… Chińskie stosunki gospodarka- środowisko to karykatura tego, jak powinny one wyglądać. Oby świat wyniósł jak najwięcej nauki z obserwacji skutków takiego podejścia.

      Btw. w naszym domu do picia i gotowania używamy wyłącznie wody produkowanej przez firmę z HK :-)

  • Hong Kong Dreaming
    12 grudnia 2013

    Niech zgadnę? Watsons?

  • Monika Anna
    12 grudnia 2013

    Lubię ale właściwie nie lubię. Na pewno warto przeczytać.

  • asiaya.pl
    12 grudnia 2013

    Świetny tekst! U nas w Delhi to samo, może zanieczyszczenie powietrza trochę mniejsze niż w Pekingu, ale na pewno dużo ponad normy. Woda, skażenie żywności pestycydami – to z największego ignoranta uczyni osobę świadomą zagrożeń. W tej części świata ochrona środowiska to nie wymysły pięknoduchów :((

  • Kruszynka
    12 grudnia 2013

    Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak tam jest.

  • GOcha
    12 grudnia 2013

    Ja dlatego postanowiłam, że już się stąd zmywam. Może takie głupoty, ale w życiu nie miałam tak łamliwych paznokci, nie wspominając już o ich rozdwajaniu! Włosy też w stanie tragicznym, cera…

    A z tą wodą, że nie nadaje się nawet po przegotowaniu, kurczę, trochę mnie przestraszyłaś, bo taką cały czas używałam. Nawet moja Chińska koleżanka, przewrażliwiona na punkcie wyparzania co się da, nie protestowała jeżeli chodzi o picie takiej wody. Tragedia jednym słowem.

    W ogóle, widzę, że też zwróciłaś uwagę na te ciasteczka pakowane w mniejsze opakowanka. Ja widzę tylko jedno zastosowanie: obrona przed karaluchami i mrówkami. Jak otworzysz ciacha i będą wszystkie, to te szkodniki się do nich dobiorą jak nie zjesz wszystkich.

    Bardzo fajny wpis.

  • Bolivia 'In My Eyes'
    12 grudnia 2013

    Przyznaje, Pojechana, nie zazdroszcze Ci mieszkania w Chinach…U nas powietrze staje w miejscu raz na jakis czas, a ja wtedy nie moge oddychac… Wczoraj widzialam na CNN, ze bedzie u was padac, wiec pwenie niedlugo sie poprawi:)

    • Pojechana
      12 grudnia 2013

      Już zaczęło siąpić z nieba :-) Tu w Dameishy taki smog to rzadkość na szczęście, ale po reakcji swojego organizmu wiem, że nie mogłabym mieszkać w mieście, gdzie jest codziennością.

  • Just me
    12 grudnia 2013

    Bardzo ciekawy wpis, jak zawsze poparty dobrym researchem.
    Wiedziałam, że jest tam źle, ale nie sądziłam, że aż tak i że ma to tak znaczący wpływ na codzienne życie.
    Jeśli niszczenie środowiska dalej będzie przebiegać w tym tempie, to niestety, wkrótce zobaczymy wojny nie o ropę, ale o wodę pitną.

  • Danuta
    12 grudnia 2013

    Straszne… W Boliwii, w niektorych rejonach jest podobnie – nic nie mozna robic z woda z kranu, ktora czasem wyglada jak pomaranczowy sciek. W Santa Cruz jes troche lepiej, ale ja i tak kranowki nie wypije – nie ufam normom boliwijskim. Jezeli woda smakuje zle, to wedlug mnie jest niezdatna do picia i tyle. Pozdrawiam!

  • NIE TE CHINY
    13 grudnia 2013

    Przy 170 w Pekinie można w końcu oddychać pełną piersią, a tłumy wychodzą poćwiczyć do parku. 300 – 500 jest jeszcze OK. 500 – 700 zaczyna się robić nieciekawie bo mało widać dookoła. Rekord jaki pamiętam to chyba 870 i musiałem iść do roboty. Strajk w Krajowie przy około 115 zakrawa na jakieś żarty z Europy.

    • Ola Świstow
      13 grudnia 2013

      Mnie przy 170 boli głowa i drapie gardło- nie żartuję. Pewnie organizm jest się po jakimś czasie zaadoptować do takich warunków, pytanie czy powinien…

  • GosiaSkrajna
    17 grudnia 2013

    Jeny, czytając takie wpisy zaczynam doceniać te wszystkie „normalności”, które mnie otaczają łącznie z wodą, która mogą pić i się myć…(choć i tak kranówkę zawsze gotuje)

  • Sebastian
    8 lutego 2014

    A ja mam dociekliwe pytanie:Skąd konkretnie bierze się to zanieczyszczenie powietrza i wody oraz gleby.Są jakieś Mapy czy zdjęcia Satelitarne czy lista firm co zanieczyszczają i w jaki sposób.Jeśli smog produkuje Elektrownia Węglowa to co za problem założyć filtr by te cząsteczki/pył wyłapywał i składować go lub odfiltrować i sprzedawać np.tlenek siarki.A jeżeli jakiś związek chemiczny jest odpadem w jednej fabryce to ten związek chemiczny może być surowcem w innej fabryce.SADZA-to źródło amorficznego węgla używanego do produkcji opon-Wikipedia.Czy oni nie koordynują i nie kontrolują tego przemysłu.Władze nie wiedzą co i gdzie u nich produkuje się?Im po prostu nie chce się tego skoordynować bo Inżynierów maja dobrych i wykształconych na Zachodnich Uniwersytetach. A może by drzewa zacząć sadzić lub trawkę która wchłonie smog?

  • magda
    21 maja 2014

    A ja mam pytanie jak tam z powietrzem w shekou? porownywalne z centrum shenzhen czy lepiej? Jestes dalej w Shenzhen? Pozdrawiam!

    • Ola Świstow
      23 maja 2014

      Cześć Magda! Shekou jest nad morzem więc może być odrobinę lepiej, ale nie spodziewałabym się jakiś cudów. I tak, jestem w Shenzhen cały czas, aktualnie mieszkam w Futian. Kiedy wpadasz? :-)

  • magda
    27 maja 2014

    dzieki za odpowiedz! jeszcze nie wiem dokladnie, ale moze pod koniec roku na pare lat :-)

    przebywam teraz duzo na stronie z AQI no i porownoje shenzhen z szanghajem in suzhou ktore znam. no i jakos duzo, duzo lepiej w shenzhen z tym powietrzem (przynajmniej „moderate” zamiast „unhealthy”)!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!