Back to home
motywacja, refleksje

Jak z filmu

Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia… Nieprawda! Usilnie próbowałam nie wierzyć, bo bałam się, że nigdy mnie nie spotka… Taki instynkt samozachowawczy broniący przed rozczarowaniem, że moje życie nie jest „jak z filmu”. Opowieści o szalonej miłości, która przychodzi jak grom z jasnego nieba, takiej dla której rzuca się wszystko, bo po prostu nie ma innego wyjścia, słuchałam z niedowierzaniem, lekkim pobłażaniem nawet… Nieprawda! Zazdrościłam okropnie i mocno zaciskałam kciuki za tych wszystkich marzycieli, którzy rzucili się w wir uczuć. Nigdy nie wierzyłam w związki na odległość… Nieprawda! Bałam się jak cholera! Tęsknoty, niepewności, swojej przerośniętej wyobraźni, która potrafi wynieść mnie na wyżyny marzeń, snując plany tak odważne, że zakrawające na szaleństwo, ale też potrafiącej snuć czarne scenariusze, których sam Hitchcock by się nie powstydził. Za to zawsze otwarcie przyznawałam, że chcę żeby życie zaskoczyło mnie czymś niezwykłym. Krzyczałam wręcz bezczelnie: „Zaskocz mnie życie!” Muszę przyznać, że się postarało…

To była upalna sobotnia noc. Wracając z grilla, postanowiłyśmy z przyjaciółkami zatrzymać się jeszcze na drinka. Macie swój wyimaginowany ideał mężczyzny (czy kobiety)? Ja mam. Szłyśmy alejką pełną ogródków barowych, a ON tam stał przy jednym ze stolików. Spojrzał na mnie, a ja zawstydzona spuściłam głowę i przyspieszyłam kroku, tak samo jak przyspieszył rytm mojego serca. Weszłyśmy do sąsiadującego klubu, zamówiłam drinka i… siedziałam jak na szpilkach. Wiedziałam, że muszę tam iść, muszę go poznać, ale jak? Tak po prostu podejść? Ale co niby powiedzieć? Znacie to uczucie, gdy czujecie, że jeśli TEGO nie zrobicie, właśnie TERAZ, to do końca życia będziecie żałować? Zastanawiać się „co by było gdyby”? „Pluć sobie w brodę”? Ale żeby tak sama? Podejść? Zagadać? Nigdy w życiu! A jednak…


Podeszłam, zobaczyłam na stoliku paczkę papierosów i… zapytałam czy mnie poczęstuje, mimo że już od wielu miesięcy nie paliłam. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Rozmawialiśmy chwilę- standardowy zestaw pytań i odpowiedzi ekspaty w Chinach. Skąd jesteś, jak długo jesteś w Chinach, czym się zajmujesz. Mój żołądek zaciskał się z każdym jego spojrzeniem, pociły mi się dłonie.

– Mieszkam we Francji- powiedział. I czar prysł… Nieprawda! Bardzo chciałam żeby prysł. Rzuciłam, że muszę wracać do znajomych i odeszłam. Zamówiłam kolejnego drinka. Zapaliłam kolejnego papierosa, a przecież nie paliłam… i siedziałam jak na szpilkach.

miłość jak z filmu

Wróciłam. Nie wiedziałam jak kolejny raz zacząć rozmowę więc po prostu zatrzymałam się gdzieś w roztańczonym tłumie. Znalazł mnie. Mówi się: „między nimi była chemia”. Między nami była chemia na miarę wybuchu bomby atomowej! Ale czas nie miał litości, musieliśmy się pożegnać, to była jego ostatnia noc w Shenzhen…

– Dodaj mnie na Facebooku- rzucił na do widzenia.

– Po co?- zapytałam, mój instynkt samozachowawczy przypomniał o sobie.

– Będę w Shenzhen za 4 miesiące, bardzo chciałbym się z tobą zobaczyć- powiedział zalotnie, a może to ten francuski akcent?

– Za 4 miesiące dawno zapomnimy, że kiedykolwiek się spotkaliśmy- odparłam, siląc się na sarkastyczny ton. Nie wierzyłam w to nawet przez chwilę.

On wrócił do Francji, a ja do swojego chińskiego życia. A przynajmniej starałam się (głównie sama przed sobą) zachować pozory, że wróciłam. Pisałam, pracowałam, chodziłam na imprezy, spotykałam się z przyjaciółmi i potencjalnymi kandydatami na „tego jedynego”. Ze wszystkiego zdawałam relacje mojemu nowego francuskiemu znajomemu. Dziurę w sercu wypaloną przez „to uczucie nie ma szans” próbowałam załatać przyjaźnią. Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia, że on robi to samo…
Baner

Wysłaliśmy do siebie kilkanaście tysięcy wiadomości (teraz to już kilkadziesiąt) kiedy przyłapałam się na tym, że budzę się o 5 rano (sic!) żeby porozmawiać z nim zanim pójdzie spać, że jak akurat z nim nie rozmawiam (z reguły tylko wtedy kiedy śpi), to mówię o nim i że, choć jest tak daleko, na każdym kroku czuję jego troskę, że im więcej o nim wiem, tym bardziej idealny mi się wydaje (nie, że idealny w ogóle, że bez wad… idealny dla mnie) i sama myśl, że on gdzieś tam jest sprawia, że przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele. Miesiąc przed jego kolejnym przylotem do Chin zaczęliśmy odliczać dni. W końcu padło pierwsze „kocham cię”. Fruwałam pod sufitem i… drżałam ze strachu, bo… a co jeśli to wszystko iluzja? Jeśli to będzie wielkie rozczarowanie? Przecież prawie się nie znamy! Przecież TAKIE rzeczy się nie zdarzają! A jeśli jednak… to co robić? Jak się pozbyć tej międzykontynentalnej odległości? Obydwoje byliśmy zagubieni…

miłość jak z filmu

Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden pocałunek, by wszelkie wątpliwości prysły. To jest miłość! Szalona! Taka, na jaką zawsze czekałam. A on jeszcze zapytał o moje wymarzone życie. Ha! Zapytaj o to marzyciela! Buzia mi się nie zamykała przez godzinę, mówiłam o miejscach, które bym chciała zobaczyć, rzeczach, których chciałabym doświadczyć.

– Ok, zróbmy to- powiedział z tym swoim seksownym akcentem, gdy w końcu na chwilę zamilkłam.

I wiecie co? To naprawdę się dzieje! Planujemy, kombinujemy, żegnamy swoje dotychczasowe życia, skracamy okresy rozłąki jak tylko się da. Nasze wspólne życie zaczynamy w Tajlandii (już za trzy tygodnie!), potem kilka miesięcy we Francji, przystanek w Polsce i ruszamy w świat tropem listy naszych marzeń. Tak, mamy taką i to ona, nie lista miejsc, będzie planem naszej podróży. Podróży, której celem jest odnalezienie naszego wspólnego miejsca na ziemi.

– Wy dwoje jesteście jak z filmu- usłyszałam ostatnio. Widzicie? A jednak! A jednak warto być szaleńcem, warto marzyć, warto wierzyć w niemożliwe, warto chwytać życie za rogi i brać czego się pragnie. Garściami! Próbować, nie żałować… Jestem pewna, że na każdego gdzieś czeka jego Adrien.


Ta piękna, acz szalona, historia miłosna nie doczekała się happy endu… Ale tego, co przeżyliśmy razem przez ponad dwa lata nikt i nic nam nie odbierze. Dlatego jeszcze raz powtarzam: „Warto być szaleńcem, warto marzyć, warto wierzyć w niemożliwe, warto chwytać życie za rogi i brać czego się pragnie. Garściami! Próbować, nie żałować”.


Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

 



 

By Pojechana, 22 stycznia 2015 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 160

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

160 Comments
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!