Siedzę na werandzie w bujanym fotelu, u moich stóp śpi miniaturowy pies, na kolanach leniwie przeciąga się gigantyczny kot (międzykontynentalny bliźniak mojego adoptowanego w Polsce futrzaka), nad moją głową skrzeczą kolorowe papugi, mango, kokosy i pomarańcze dojrzewają powoli w słońcu. Przez podwórko niemal niepostrzeżenie przebiega potężnych rozmiarów iguana.
Jestem w Santa Rosa nieopodal Tamarindo, w domu Sandry, która gości mnie pod swoim dachem przez okres mojego kursu hiszpańskiego w szkole językowej Education First w Kostaryce. Pokój dzielę z przesympatyczną Christiną z Danii, a stół z rodziną i przyjaciółmi Sandry, którzy lubią ją odwiedzać w porze kolacji- wcale im sie nie dziwię, bo moja gospodyni jest znakomitą kucharką i codziennie przyrządza inne smakowite specjały.
Jemy tradycyjne kostarykańskie dania z ryżem i fasolą, takie jak obiadowe casado, czy śniadaniowe gallo pinto. Sandra uczy mnie robić tortille z mąki kukurydzianej i kolejnych hiszpańskich słów, gdy próbuję w tym nowym dla mnie języku dyskutować z nią o życiu. Chodzimy razem na spacery oglądać zachód słońca (i by trochę rozruszać rozleniwione upałem ciała), w weekend moja urocza gospodyni zabiera mnie na swoją ulubioną, omijaną przez tłumy turystów plażę. Szkolnym zwyczajem, uczniowie mieszkający u rodzin goszczących nazywają swoich gospodarzy goszcząca (host) mamą i goszczącym (host) tatą. Z racji niedużej różnicy wieku między mną a Sandrą, postanawiamy, że będzie moją (host) siostrą.
Wieczorami ćwiczę swoje kiełkujące umiejętności językowe na kolejnych odwiedzających ten gościnny dom Tico, jak sami siebie nazywają mieszkańcy Kostaryki. Funkcjonują tu specjalne określenia, doskonale oddające charakter tego narodu, na przykład tico czas, czyli czas, którego nie obowiązuje tradycyjny zegar, no bo bracie pura vida, czyli wyluzuj, nie spiesz się, ciesz się życiem i z każdego wspaniałego dnia.
Tekst powstał we współpracy z międzynarodową szkołą języków obcych Education First.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Christiane Roupioz Mouchet
24 maja 2016it’s so cool you are lucky i would like to be with you
Pojechana - The Real Gone
24 maja 2016Next time you should go for a trip with us! ☺️
Anna Rygielska
24 maja 2016Ależ Ty masz cudnie :)
Pojechana - The Real Gone
24 maja 2016No nie narzekam ;-)
Jerzy Ostrowski
24 maja 2016wybieram sie tam na emeryture.Pani Olu,prosze zasiegnąc jezyka jak z kupnem nieruchomosci przez obcokrajowcow.Bedzie Pani miała mete .
Jolanta Mikosz
30 lipca 2017Widze ze pan Jerzy jest jeszcze bardzo mlody. Kostaryka jest naprawde piekna i leniwa, kazdy moze tu zamieszkac, kupic wlasnosc, otworzyc konto w banku, nawet postarac sie o rezydencje. Ale uprzedzam, chyba ze pan bedzie zyl jak tico, czyli bardzo skromnie, mimo wszystko bedzie pan traktowany jak gringo, czyli obcy, czyli niemalze wszedzie zaplaci pan frycowe. Ja z mezem przeszlismy na emeryture w stanach 2 lata temu i przeprowadzilismy sie do Kostaryki. Jedno mozemy powiedziec , jest tu dosc drogo, zywnosc: w Polsce dolara dzielilam na 4, a tutaj colonesa mnoze na 2. Ceny wieksze niz w stanach. Bardzo pomocne jest znac jezyk hiszpanski, duzo ludzi mowi po angielsku, ale w urzedach, bankach i sluzbie medycznej roznie bywa. Pogoda wspaniala, zawsze cieplo,trzeba sie przyzwyczaic, dobrze jest miec przyjaciol, a o to w okolicach turystycznych latwo. Polaka mozna spotkac wszedzie. Ale za to tu drozej, najlepiej przylecic na wakacje chocby na miesiac i sprawdzic. No i co by nie powiedziec…tu jest tropik, poza pieknymi papugami sa inne mniej przyjemne „robaczki”. Pozdrawiam…Jola
magda
24 maja 2016yeah !
Aleksandra Bąkowska
24 maja 2016Z tego wstępu to najbardziej chce zobaczyć tego gigantycznego kota :))(
Pojechana - The Real Gone
24 maja 2016Przecież to kostarykański Lukier był!
Aleksandra Bąkowska
25 maja 2016Aaaa zapomniałam :) przypomnij jak wyglada na kolanach :-)